Plan
Czasami mam ochotę wszystko w moim życiu poukładać,
zaczynając od szafy aż do planów na przyszłość. Wziąć do ręki notes i dokładnie
rozrysować co i kiedy mam robić, wpisać do kalendarza daty, deadline’y, ułożyć
całe życie do przodu.
I tak też robię. Mam plan. Na każdy dzień. Tu
spotkanie, tu wyjście, tu siłownia, joga, tutaj czas dla siebie, tu na pisanie,
tu zrobię to, a tu tamto. Są cele, jest plan. Na tydzień, miesiące, rok.
I jest też zaskakujące życie.
Zawsze kiedy robię plany na przyszłość, zaskakuje
mnie teraźniejszość – przeczytałam kiedyś w książce
11 minut Paula Coelho. Zapamiętałam te słowa i co jakiś czas doświadczam ich prawdziwości.
W tym tygodniu każdego dnia miałam mieć
‘coś’, ale większość z tego nie doszła do skutku. Przeziębiłam się,
ot tak. Tu więc odwołałam, tu nie miałam siły, by cokolwiek zrobić.
Plan nie wypalił. Trudno.
Dopóki dotyczy to rzeczy błahych, nic takiego się
nie dzieje. Umówię się z kimś tydzień później, siłownia też nie ucieknie.
Innymi rzeczami też zajmę się później.
Od nowego tygodnia – nowy plan.
Co, gdy jednak życie weryfikuje nam kluczowe plany?
Możemy przedsięwziąć środki ostrożności, zarządzać
różnymi ryzykami, mieć plany B... ale i tak czasem to nie wystarcza. Na
niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Życie przynosi nam różne zdarzenia, sytuacje,
a być może innych ludzi, którzy weryfikują nasze plany i wszystko się nagle
zmienia.
I wtedy trzeba nanieść na stary plan poprawki albo
narysować na czystej kartce nowy. Przekreślić w kalendarzu daty, wybrać
nowe. I tak co jakiś czas.
Planować warto, ale też trzeba nieustannie te plany
zmieniać.
I być na zmiany, jeśli nie gotowym, to przynajmniej
otwartym.
Fot: Pixabay
Komentarze
Prześlij komentarz